Nick Anderson mój prywatny Roberto Baggio

Każdy człowiek przeżył kiedyś zawód miłosny, kiedy szkolna miłość twego ówczesnego życia wybrała innego kozaka ze szkolnego korytarza lub gdy Twój wymarzony macho wybrał inną najpiękniejszą. Los mnie oszczędził bo jako 11 letni chłopak nie interesowałem się niczym innym jak NBA. W pamięci miałem jeszcze swą poprzednią miłość (piłkę nożną) i wielki zawód jaki przeżyłem. Był rok 1994. To były czasy kiedy trzeba było być na bieżąco z wynikami czy się lubiło piłkę nożną czy nie.  Jeśli chciałeś ”mieć szacunek na dzielni wśród swoich 11 lub 12 letnich ziomów” po prostu musiałeś być na czasie.

Nick Anderson

nanderson


Toteż przed finałem piłkarskich mistrzostw świata osiedle było podzielone na Brazylię i Włochy. Ja stanąłem murem za Włochami. Jedyne co pamiętam z tego finału to przestrzelony rzut karny Roberto Baggio. Pomyślałem sobie wtedy: dość tego rzucam piłkę nożną na dobre i zostaje przy koszykówce. Wtedy nie wiedziałem, że mniej więcej za rok spotka mnie jeszcze większy zawód, a moim Roberto Baggio będzie zawodnik z numerem 25 z poniższego zdjęcia.

HistoriaNBA

To były czasy kiedy za Pennego Hardawaya mogłem wskoczyć w ogień z fanatyzmem moherowego bereta. Pragnąłem dla niego tytułu z całego serca, a Nick Anderson mi te marzenia zabrał pudłując 4 rzuty wolne w końcówce pierwszego meczu NBA Finals 1995.

Wszystko układało się po mojej myśli kiedy Orlando Magic prowadzili z Houston Rockets po 1 połowie 11 punktami wygrywając pierwszą kwartę 30 – 19, a w drugiej remisując 31 – 31. Po zakończeniu trzeciej kwarty wygranej przez Rockets 37 – 19 zacząłem się bać. W czwartej kwarcie uspokoiłem się kiedy Shaq zdobył 12 punktów trafiając bardzo ważny rzut hakiem, co pozwoliło Orlando wyjść na prowadzenie 110 – 107 na 1:17 minuty przed końcem spotkania. Nie wiedziałem, że najgorsze ma jeszcze nadejść, a złą wiadomość przyniesie, a raczej wykona Nick Anderson pudłując 2 rzuty wolne w końcówce spotkania. Jakby tego było mało swój wyczyn powtórzył, kiedy na zegarze pozostało 7.9 sekundy do końca regulaminowego czasu gry. Wystarczył 1 trafiony rzut osobisty by Magic poczuli się w miarę bezpiecznie. 2 trafione zapewniłyby im praktycznie wygraną w game 1. Nick jak wiemy nie trafił żadnego. Na 5 sekund przed końcem wszystko było w porządku Magic 110, Rockets 107. Jednak Kenny Smith trafił rzut za 3 punkty na 1.16 sekundy przed końcem 4 kwarty czym doprowadził do dogrywki. Dogrywkę wygrali Houston Rockets 10 – 8, a całe spotkanie 120 – 118.

Łatwo jest gdybać co by było gdyby…gdyby Nick Anderson trafił chociaż 2 rzuty wolne. Może Houston wygrało by i tak te finały 4 – 1. Nigdy się o tym nie dowiemy. Obiektywny kibic koszykówki musi docenić fantastyczny basket ze strony Rockets w tamtych finałach. Do dziś mam zadrę po tamtym spotkaniu. Kenny Smith w 3 kwarcie meczu trafił 5 rzutów za 3 punkty na 7 prób. Imponujący wynik trzeba przyznać. Jednak mimo to kiedy śmieję się z jego żartów w stronę Charlesa Barkleya na antenie TNT jest mi trochę głupio, a to wszystko przez Nicka Andersona. Nick był dobrym koszykarzem, jednak w mojej pamięci na zawsze będzie Roberto Baggio finałów z 1995 roku.

Autor: Kornel Buchowski