Dražen Petrović – „Mozart” koszykówki

Jeden z włoskich dzienników nazwał Pertrovica „Mozartem” i rzeczywiście oglądając jego wyczyny na parkiecie, trudno było o trafniejsze porównanie – Dražen był Mozartem koszykówki. Na takie wyczyny nie byli również obojętni działacze z ligi NBA, gdzie trafił jednak późno…

Dražen Petrović urodził się 22 października 1964r w Sibeniku tuż nad Adriatykiem. Najmłodsze lata spędzał podobnie jak większość dzieciaków z Sibenika, na zabawach, harcach z kolegami i nauce, jednak już od najmłodszych lat wszyscy wiedzieli, że Dražen jest kimś wyjątkowym… Był bardzo bystrym i sprytnym dzieciakiem, „starszyzna” na podwórku często dokuczała młodszym, ale nigdy Draženowi – on był nietykalny, wręcz chroniony przez tych podwórkową bandę.

HistoriaNBA
SpeedyGonsales, CC BY 3.0 https://creativecommons.org/licenses/by/3.0, via Wikimedia Commons

Tym co odróżniało go od innych dzieci, oprócz wspomnianych cech osobowych, była ogromna fascynacja koszykówką, co podkreślał na każdym kroku. Wspólnie ze swoim bratem Aleksandarem spędzał całe dnie na boisku do kosza, ucząc się koszykarskiego rzemiosła. Każdego roku widać było postępy, a jego brat Aco był już wówczas uznanym zawodnikiem, który niebawem miał przejść do Cibony Zagrzeb. Dražen z kolei już w wieku 13 lat wkroczył w świat koszykówki, trafiając do lokalnego zespołu Sibenka Sibenik.

Uwielbiał trenować, codziennie rano przed pójściem do szkoły, obowiązkowo musiał wykonać 500 rzutów do kosza, bo twierdził, że precyzja i powtarzalność to podstawa. Jego ciężka praca i talent zaowocowały tym, że zaledwie w wieku 15 lat dołączył do pierwszego zespołu, gdzie mógł w końcu pracować z profesjonalistami. Choć w drużynie juniorskiej było wielu chłopców starszych od niego, to jednak on stał się jej prawdziwym liderem, a zdobywanie kilkunastu punktów w każdym meczu było dla niego normą.

W 1982 roku Dražen zdobył złoty medal na młodzieżowych ME (rok wcześniej brązowy), a poza tym poprowadził swój klub do finału pucharu Koracza, w którym jednak jego drużyna uległa francuzom z Limoges. Dla tego klubu i jego młodej gwiazdy to był olbrzymi sukces, ale Dražen wiedział, że prawdziwe wyzwania są dopiero przed nim i… wrócił do sali, gdzie zaczął trenować nawet po siedem, osiem godzin dziennie!

W wieku 18 lat zdobył ze swoim klubem mistrzostwo kraju, jednak mistrzem był zaledwie przez dwa dni, ponieważ ze „względów politycznych” dopatrzono się błędu w sędziowaniu i nie uznano jego dwóch rzutów wolnych, dzięki którym Sibenka wygrała cała serię. Wtedy Petrović już wiedział, że Sibenik stał się dla niego za mały i przeniósł się do Cibony Zagrze.

Obaj bracia stanowili chyba najlepszą parę obrońców w tamtych czasach w Europie, a Cibona w ciągu czterech lat pobytu Dražena w tym klubie wygrywała prawie wszystko, co było do wygrania w kraju i Europie. Regularnie rzucał po 40 czy 50 „oczek” w meczach, ale zdarzało się też 60 i 70 punktów.  Na takie wyczyny nie byli również obojętni działacze z ligi NBA, a konkretnie włodarze ekipy z Portland. W 1986 roku Trail Blazers zgłosili Petrovica do Draftu NBA, jednak wtedy nikt nie miał przekonania do graczy z Europy, dlatego też Petrović został wybrany dopiero w III rundzie Draftu z odległym 60. numerem. Dražen nie zaprzatał sobie kompletnie głowy NBA i dalej czarował kibiców swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami w Cibonie.

Choć od trzech lat czekano na „Mozarta” koszykówki za oceanem, to jednak Dražen zdecydował się pozostać w Europie, ale zamienił Zagrzeb na Madryt. Petrović z miejsca stał się postacią numer jeden w Realu, prowadząc „Królewskich” do zdobycia pucharu Hiszpanii i triumfu w Pucharze Europy. W półfinale Real trafił na… Cibonę.

Pierwszy mecz odbywał się w Zagrzebiu, gdzie kibice zgotowali „Petro” owację na stojąco. Naprzeciwko siebie stanęli bracia, ale to Dražen był górą, trafiając w końcówce decydujące dwa rzuty wolne. W finale Pucharu Europy Real zmierzył się ze Snaidro Caserte, a Petrović po raz kolejny udowodnił, kto jest najlepszym graczem w Europie – zdobył w tym meczu aż 62 punkty! Madryt miał nowego króla, ale…

... NBA wzywała. Miał już 25 lat, na Starym Kontynencie osiągnął już wszystko, więc czas było podjąć rękawicę i zmierzyć z najlepszymi koszykarzami z najlepszej ligi świata. W 1990 roku podpisał kontrakt z Portland Trail Blazers, ale nie był to udany okres w jego karierze, a trener Rick Adelman nie miał zaufania do jego umiejętności i Petrović większość czasu w Portland siedział przyspawany do ławki. Dla Dražena to był szok – oto największa gwiazda europejskiego basketu siedzi na ławie i nie ma możliwości pokazania swoich atutów. Jego frustracja rosła z dnia na dzień, aż w końcu na jedno z pytań dziennikarza „Jak się czuje w nowej roli?”, odparł z ironią: – Jak się czuję? Świetnie! Siedzę sobie na ławce, nikt o nic mnie nie pyta, zdobywam kilka punktów na koniec meczu… Mógłbym o sobie powiedzieć, że jestem najwyżej opłacanym graczem w NBA. Zarabiam miliony za pięć minut gry w meczu… Pięć minut, jeśli Adelman ma nastrój i jeśli wynik jest właściwy! Po tej wypowiedzi było już jasne, że w Portland jest skończony…

Na szczęście przyszło wybawienie i po 18 miesiącach w Blazers, Petrović został oddany do NJ Nets. Po wylądowaniu w New Jersey, pierwsze słowa Drazena brzmiały: – Teraz koniec z tym wszystkim, tutaj dostanę to czego chcę (chodziło o czas gry) i nikt mnie nie będzie ograniczał. Rzeczywiście tak było. Do końca sezonu Dražen grał blisko 20 minut w meczu i zdobywając średnio 10 punktów. Jednak prawdziwą twarz Dražen pokazał w następnym sezonie – z niechcianego i niedocenianego zawodnika w Oregonie, stał się jednym z najlepszych shooting guard całej NBA, notując średnią 20,6 pkt. przy 51% skuteczności! New Jersey nigdy wcześniej nie grali w play-off’s, choć mieli w swoim składzie tak znakomitych graczy jak Derrick Coleman czy Kenny Anderson. Teraz Nets mieli Dražena… i play-off’s!

W tym samym roku odbywały się Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie, gdzie Dražen wraz ze swoimi kolegami z reprezentacji, po raz pierwszy od zakończenia wojny domowej, reprezentował barwy Chorwacji. Oczywiście poza wszelką konkurencją był słynny amerykański „Dream Team” prowadzony przez jego klubowego trenera Chucka Daly’ego, lecz mimo to Chorwaci z Draženem na czele byli jedyną ekipą w turnieju, której udało się po 10 minutach gry nawet prowadzić. Petrović zdobył najwięcej punktów w meczu – rzucił 24 „oczka” .

W następnym sezonie Petrović stał się najlepszym strzelcem zespołu ze średnią 22,3 pkt. i jedenastym strzelcem w całej lidze (przy fantastycznej 52% skuteczności). Jednak mimo znakomitego sezonu nie znalazł uznania w oczach trenerów i nie wystąpił w Meczu Gwiazd… Dražen był bardzo rozczarowany tą decyzją, tym bardziej że był jedynym graczem, który pomimo tego iż był w piętnastce najlepszych strzelców ligi, nie został zaproszony do udziału w All-Star Game. Na pocieszenie został wybrany do All NBA Third Team. Fani kochali jego entuzjazm w grze, oraz energię jaką wnosił do drużyny, a jego trener był zachwycony faktem, że po zakończeniu sezonu Dražen wciąż ciężko pracował nad doskonaleniem swojej gry, zwłaszcza obrony.

W jednym z wywiadów dla lokalnego dziennika, Daly stwierdził wprost, że ekipie Nets nie mogło przydarzyć się nic lepszego, niż przyjazd Petrovicia. Ale nie wszyscy zachwycali się stylem gry Petrovica, asystent trenera Paul Silas na łamach „New York Times” powiedział: – Mamy mały problem z Draženen, bo za dużo rzuca i przetrzymuje piłkę. Dodatkowo wszystkie „ale” dotyczące jego osoby były omawiane za zamkniętymi drzwiami. Petrović był coraz bardziej zmartwiony postawą zarządu Nets, który nie kwapił się do renegocjacji jego kontraktu. Dražen już wiedział, że będzie musiał odejść z Nets, dlatego chciał odejść do klubu walczącego o mistrzostwo.

Tym klubem mógł być rywal zza miedzy – New York Knicks. – Mając Dražena będziemy mieli dokładnie to, czego brakuje nam do zdobycia mistrzostwa – przyznał otwarcie Pat Riley w wywiadzie dla „NY Times”. Wszystkie decyzje w tej sprawie miały zapaść po powrocie Dražena z turnieju kwalifikacyjnego do mistrzostw Europy odbywającego się we Wrocławiu…

7 czerwca Petrović wracał do Zagrzebia przez Niemcy, gdzie odwiedził swojego przyjaciela. Mijał miejscowość Denkendorf w Górnej Bawarii i… zderzył się czołowo z samochodem prowadzonym przez młodą kobietę, która w wyniku szybkiej jazdy straciła nad nim kontrolę i zjechała na jego pas. Dražen niestety tego wypadku nie przeżył, więc nie dane nam było przekonać się, czy z nim w składzie Knicks staliby się potęgą, która mogła zagrozić dynastii Bulls…