Po małej przerwie wraca na nasze łamy Leszek Rymarczuk, autor bloga „Talking about practice”. Dziś serwuje Wam opowieść o tym, jak w NBA dowiedziano się o istnieniu niejakiego Tyronn’a Lue…
Finały NBA. Rok 2001. Philadelphia 76ers gra z Los Angeles Lakers. Mecz numer 1. Dogrywka. Nieco poniżej dwóch minut do końca. Lakers prowadzą trzema punktami. Faulowany Allen Iverson wykorzystuje oba rzuty osobiste. W kolejnym posiadaniu trafia za trzy punkty! Na zegarze mniej niż minuta do końca. MVP sezonu zasadniczego ma piłkę w rękach. Przed sobą ma rezerwowego obrońcę Lakers Tyronn’a Lue, który jeszcze nie wie, że za chwilę na stałe wpisze się w historię NBA. Iverson robi błyskawiczny krok do linii końcowej. Crossover z prawej na lewą. Lue wyciąga się jak może w obronie. Daleki półdystans. Piłka przecina siatkę. Dwa punkty dla Sixers. A potem powrót do obrony. Nie obok, ale nad Lue, który chwilę wcześniej potknął się i wylądował na parkiecie.
Obraz zwalnia o trzy tempa, a Iverson posyła leżącemu przeciwnikowi jedno ze swoich spojrzeń, mówiące „Leż chłopcze, nie wstawaj”. Historia, którą filadelfijscy fryzjerzy w czarnych dzielnicach, rozczesując dredy kolejnemu klientowi opowiadają na zmianę z opowieściami o tym, jak w tym mieszkaniu za winklem kręcili ujęcia do pierwszej części Rocky’ego. Akcja, która dzisiaj, dzięki Internetowi żyje swoim życiem.
Allen Iverson vs Tyronn Lue
A.I. zaliczył tego pamiętnego wieczoru 48 punktów, 5 zbiórek, 6 asyst, 5 przechwytów i 3 straty, a Sixers sensacyjnie wygrali mecz. Wygrali – po raz pierwszy i ostatni w tamtych finałach. Skończyło się na 1-4 i drugim z rzędu tytule dla „Jeziorowców”…
Rok 2016. Tyronn Lue został szkoleniowcem Cleveland Cavaliers. Iverson nie ukrywa radości z tego faktu. Składa na Twitterze swoje gratulacje:
Lue otrzymuje ponad 800 sms-ów i telefonów z gratulacjami, ale dla postronnych obserwatorów te od „The Answer” wydają się najbardziej zaskakujące. Czas leczy rany. – Zostaliśmy dobrymi znajomymi. Po finałach jeszcze ok. 4-5 lat nie cierpieliśmy się. Ale potem, z czasem, zaprzyjaźniliśmy się i wiąże nas dzisiaj silna więź. On jest naprawdę moim dobrym kumplem – mówił w wywiadzie dla ESPN po latach nowy trener „Kawalerzystów”.
– Sprawa faktycznie nabrała rozgłosu. Gdzie nie pojechałem, tam słyszałem – o to ten gość, nad którym przeszedł Allen Iverson. Ale jeśli wiesz o tym, to znaczy, że wiesz kim jestem. W porządku. Ja nie mam z tym problemu. On (Allen) zostanie prawdopodobnie najlepszym zawodnikiem w historii NBA poniżej 6 stóp wzrostu (183 cm – przyp. aut.) , więc naprawdę nie mam z tym wcale problemu – twierdzi Lue.
Lue nabrał do całej sytuacji dużo dystansu. Rok temu, kiedy jako asystent głównego trenera odwiedził Philly wraz z zespołem z Cleveland, nie unikał zdjęć z lokalnymi fanami. A kibic pamięta…
– Myślę, że oznaczało to samo, co teraz, kiedy biorę tę trenerską robotę , tak naprawdę nie będąc „kimś” mam okazję wystąpić na dużej scenie , w finałach NBA – odpowiada Lue zapytany, co historia z Iversonem oznaczała dla jego kariery . – Granie przeciwko aktualnemu w owym czasie MVP – jednemu z trzech najlepszych zawodników w NBA i po prostu otrzymanie szansy na wyjście z cienia, żeby spróbować podjąć wyzwanie – to jest historia mojego życia – kończy nowy szkoleniowiec Cavs.
W ciągu swojej 11-letniej kariery w NBA Lue został dwukrotnym mistrzem NBA, zagrał dla siedmiu klubów, a w swoim najlepszym sezonie, grając w Atlancie Hawks (sezon 2004-2005) wykręcał statystyki na poziomie 13,5 pkt. oraz 4,5 as./mecz.
Tydzień temu odniósł swoje pierwsze zwycięstwo jak trener Cleveland Cavaliers i ma nadzieję poprowadzić zespół do mistrzostwa. I pewnie codziennie rano modli się, żeby nie podpaść niczym LeBronowi James’owi…