Wszyscy, którzy w młodości interesowali się NBA i wychowali się w erze Michaela Jordana, doskonale wiedzą, że nosił on na koszulce numer #23, który po jego odejściu z Chicago Bulls, został na zawsze zastrzeżony i nikt w tej drużynie nie może z nim grać. Kiedy MJ pierwszy raz odszedł na emeryturę, a potem wrócił na parkiety, nosił numer 45, bo… 23 był zastrzeżony.
Mike zdecydował się na #45, bo z takim numerem grał kiedyś jego brat Larry (zresztą stąd się wziął się nr 23, bo Michael uważał, że jest gorszy od swojego brata o połowę, podzielił jego numer na pół, zaokrąglił i… resztę już znacie). Był jednak taki mecz, jeden jedyny w karierze MJ’a w NBA, kiedy to „His Airness” zagrał z numerem 12. Dlaczego?
Przyczyna jest bardzo prosta: zagorzały fan Jordana skradł w Orlando jego bagaż podróżny na lotnisku, w którym znajdował się cały sprzęt meczowy. Michael zorientował się dopiero w szatni przed meczem z Magic, więc sytuacja była podbramkowa. Człowiek, który zajmował się sprzętem w ekipie Bulls, zapakował przed wylotem komplet awaryjny, a na plecach była właśnie dwunastka.
Inna wersja głosi, że fanatyczny kibic włamał się do szatni „Byków”, kiedy ci byli na przedmeczowej rozgrzewce. Koszulkę z szafki Jordana zabrał ze sobą, a reszcie pomieszał trykoty i np. w szafce Pippena wisiała koszulka… Paxona 🙂 Na znak protestu, Jordan nie chciał po meczu w Orlando rozdawać autografów miejscowym fanom i nie pozował do zdjęć. Od razu po meczu zbiegł z parkietu do szatni
Koniec końców, 14 lutego 199o roku, Michael Jordan jedyny raz w karierze, zagrał z „12” na plecach.
„Jego Powietrzna Wysokość”, niejako w ramach zemsty za skradzioną koszulkę, rzucił wówczas aż 49 punktów, jednak Magic zwyciężyli 135-129 po dogrywce. Media określiły ten mecz mianem „Stolen game jersey” pisząc jednocześnie, że Michael grając bez nazwiska na plecach i z innym numerem, niż jego ukochany 23, tego wieczoru „stracił swoją nadprzyrodzoną moc”.
Tomasz Gawędzki
https://www.facebook.com/HejNBA/