Historia, która chcę opisać (dla starszych czytelników przypomnieć) miała swoje zakończenie podczas game 7 Finałów Konferencji Zachodniej playoffs w 2000 roku.
W West Conference Finals starły się dwie najlepsze drużyny Pacific Division sezonu 1999/2000 czyli Los Angeles Lakers oraz Portland Trail Blazers. Drużyna z Miasta Aniołów byłą żądna krwi po odpadnięciu z playoffs 1999, kiedy zostali zmiażdżeni przez Spurs w Półfinałach Konferencji Zachodniej (przegrana 4 – 0). Blazers playoffs 1999 zakończyli na West Conference Finals, gdzie odpadli przegrywając ze Spurs 4 – 0. Mieli nadzieję na ponowne dotarcie do tego etapu rozgrywek, tylko że z lepszym rezultatem. Blazers z sezonu 1999/2000 mieli wszystko by zdobyć mistrzostwo NBA i na tym chciałbym się najbardziej skupić w tym artykule.
Team z Oregonu był naszpikowany znanymi nazwiskami, dzięki czemu mogli się poszczycić jednym z najgłębszych roster’ów w historii. Przed początkiem sezonu regularnego do drużyny dołączyli Scottie Pippen (pozyskany z Houston Rockets), Steve Smith (pozyskany z Atlanta Hawks) oraz wolny agent Detlef Schrempf. Trzon zespołu stanowili przyszły All-Star Rasheed Wallace, jeden z najlepszych Europejczyków ever Arvydas Sabonis oraz najlepszy rookie z 1996 roku czyli Damon Stoudamire. Na ławce rezerwowych też było niekiepsko. Oprócz wspomnianego wyżej Schrempfa byli jeszcze Bonzi Wells, Brian Grant, Greg Anthony, Jermaine O’Neal i Stacey Augmon. Blazers pod wodzą trenera Mike’a Dunleavy’ego uzyskali bilans 59-23, co było drugim najlepszym wynikiem w historii klubu. Przez pierwsze dwie rundy playoffs przeszli bezproblemowo pokonując w pierwszej rundzie 3-1 Minnesotę Timberwolves, a w półfinałach zachodu byli lepsi od Utah Jazz (wygrana 4-1). Lakers pomimo najlepszego bilansu w całej NBA (67-15) musieli się ostro namęczyć w pierwszej rundzie, gdzie dopiero po 5 meczach pokonali Sacramento Kings. W półfinałach mieli już łatwiej pokonując Phoenix Suns 4 – 1. W Finale Zachodu czekali na nich już Blazers, którzy byli niczym pocisk wystrzelony z AK-47. Drużyny w sezonie zasadniczym grały z sobą cztery razy wygrywając po 2 spotkania. Game 1 wygrali Lakers 109 – 94, a prym wiódł Shaq, który zdobył 41 punktów, 11 zbiórek, 7 asyst oraz 5 bloków.
W game 2 Blazers wyrównali stan rywalizacji pokonując swych oponentów 106 – 77. Ojcami sukcesu byli Rasheed Wallace, Scottie Pippen i Steve Smith, którzy zdobyli odpowiednio 29, 21 i 24 punkty. Sheed z Pippenem dołożyli do swego dorobku 12 i 11 zbiórek. Game 3 to najbardziej wyrównany mecz tej serii. Lakers pokonali Blazers 93 – 91 po decydującym trafieniu Rona Harpera na pół minuty przed końcem spotkania. W obozie Jeziorowców na bardzo dobrej skuteczności zagrali O’Neal (58%) oraz Bryant (61%). Ponadto pierwszy zanotował 26 pkt, 12 zb, 3 as, 3 blk. Drugi na swoim koncie zapisał 25 pkt, 7 zb oraz 7 as. Warto też wspomnieć, że w pierwszej piątce Blazers (Damon Stoudamire, Steve Smith, Scottie Pippen, Rasheed Wallace, Arvydas Sabonis) nikt nie zszedł poniżej 11 punktów. Jeśli ktoś nie widział tego meczu, to polecam obejrzeć poniższy skrót.
Game 4 wygrywają Lakers 103 – 91. Czterech zawodników LA (Bryant, O’Neal, Harper, Rice) nie schodzi poniżej 18 punktów. W zespole Blazers jeden z lepszych meczów playoffs w karierze rozgrywa Rasheed Wallace – 34 punkty oraz 13 zbiórek. Wydaje się, że jest już ”pozamiatane”, a ekipa z Los Angeles jest o krok od Wielkiego Finału. Wtedy następuje zwrot akcji rodem z Hollywood, jednak to nie ulubiona drużyna Jacka Nicholsona jest głównym bohaterem, a Portland Trail Blazers. Rozpoczyna się walka na całego.
Game 5 wygrywają Blazers pomimo 31 punktów i 21 zbiórek O’Neala. W Blazers pierwsze skrzypce gra Pippen (22 punkty, 6 zbiórek, 6 przechwytów oraz 3 asysty na 66 % skuteczności z gry). Dzielnie wtóruje mu Sheed, który zdobywa 22 punkty oraz 10 zbiórek. Game 6 ponownie wygrywają Blazers pokonując Lakers 103 – 93. Gorszym mecz rozgrywa Scottie, który zdobywa 9 punktów trafiając 1 rzut na 6 oddanych. Na nic zdają się 33 punkty zdobyte przez Bryanta. To czego nie robi Pippen robią Smith i Wallace, którzy zdobywają 26 i 18 punktów. 10 oczek i 11 zbiórek dokłada Sabonis i tym oto sposobem stan rywalizacji wynosi 3 – 3.
Game 7 rozgrywane w Los Angeles rozpoczyna się po myśli Blazers. Po zakończeniu trzeciej kwarty zawodnicy z Portlnad prowadzili 71 – 58, jednak w czwartej kwarcie wszystko zaczęło się sypać. Brian Shaw na niecałe 4 minuty przed końcem trafia kluczową trójkę, dzięki której na tablicy wyników widnieje remis po 75. Do tego momentu Blazers mieli fatalną skuteczność trafiając jeden rzut na 12 oddanych. Opisywanie każdej następnej akcji nie ma sensu. Wystarczy powiedzieć, że mecz zakończył się po myśli gospodarzy. Lakers 89, Blazers 84. Wokół meczu do dziś jest wiele kontrowersji. Czemu tak się stało? Tego do końca nikt nie wie. Może Lakers byli po prostu lepsi. Może sędziowie im pomogli? Zwolennicy teorii spiskowych stoją murem za tym, że arbitrzy pomogli drużynie z Miasta Aniołów. Jako dowód podają liczbę rzutów osobistych. Blazers na linii osobistych stawali 16 razy. Lakers aż 37. Portland trafiali osobiste mając 75% skuteczności. Ekipa z LA tylko 54 %. Trzeba też dodać, że Pippen wyleciał za faule, więc jak było?. Ja osobiście wolę nie myśleć. Wiem, że po game 6 mogłem jasno stwierdzić, że byłem świadkiem jednej z najlepszych serii playoffs w historii, a NBA interesuję się od 1992 roku.
Tim Donaghy, były arbiter NBA, który przyznał się do manipulowania wynikami meczów (za co został skazany), w swoich licznych wypowiedziach oskarżał innych sędziów, że pod namowami NBA wpływali na rezultaty spotkań w playoffs, aby zwiększyć zainteresowanie rozgrywkami. Sędzia miał na myśli przede wszystkich playoffs 2002 i rywalizację z Kings, a konkretnie game 6. Chodziło oczywiście o Lakers, którzy musieli wygrać by zachować szansę awansu do finału. Tak samo jak przy rywalizacji z Blazers poszło o rzuty osobiste. W samej czwartej kwarcie Jeziorowcy stawali na linii 27 razy, podczas gdy Kings osobiste wykonywali w tym okresie trzy razy rzadziej. Zawodnicy Kings Vlade Divac i Scot Pollard wylecieli z parkietu za sześć fauli (tak samo jak Pippen), a w końcówce Mike’owi Bibby’emu odgwizdano faul w sytuacji, kiedy został uderzony łokciem przez Bryanta. Podobieństw do rywalizacji z Blazers jest bardzo dużo, a słowa Donaghy’ego nie są do końca pozbawione sensu. Mało tego, sędzia twierdził, że takich meczów było więcej. Może chodziło mu o Blazers vs Lakers?. NBA w 2000 roku podczas rywalizacji z Blazers potrzebowała kogoś lub czegoś co przyciągnie uwagę kibiców po odejściu Jordna. Wszyscy kibice najlepszej ligi świata mieli w pamięci niedawny lock out. Co może być lepszego niż nowa dynastia w NBA. Lakers po wygranej z Blazers w finale zdobyli swój pierwszy tytuł z trzech, jakie zdobyli z rzędu. Po wygranej z Kings awansowali do finału i zdobyli swój trzeci w ciągu trzech lat. Scott Pollard słysząc słowa Donaghy’ego, powiedział tylko: ”Wiedziałem. Nie twierdze, że mecz był ustawiony, ale ewidentnie było coś w nim nie tak”. Jak było z Blazers ? Ocenę pozostawiam Wam.
Autor: Kornel Buchowski