Każdy może się modlić, by jego dzieci zawstydziły go tak, jak Michael Jordan zawstydził swoich rodziców…
Słowa te padają w filmie dokumentalnym, poświęconym karierze Michaela Jordana pt. „Michael Jordan na Maxa„. Czy faktycznie rodzice najlepszego koszykarza na świecie mieli powody, by wstydzić się swojego syna? Co takiego zrobił Michael Jordan?
Zanim skupimy się na tym rozdziale życia sześciokrotnego mistrza NBA, musimy przenieść się do lata 1993 roku. Michael Jordan miał wówczas wszystko. Pieniądze, kobiety, sławę – wszystko to, prócz czasu dla samego siebie. Cały świat kręcił się wokół niego. Dziennikarze nie dawali mu spokoju, co chwilę wywołując jakąś aferę z nim w roli głównej. Na pierwszych stronach zarówno największych szmatławców, jak i czasopism sportowych przy nazwisku Jordan widniał dopisek „problemy z hazardem” lub rzadziej umieszczany, ale znacznie poważniejszy „koniec kariery?”. Do tego wszystkiego dochodziły problemy rodzinne, które rozdzierały go wewnętrznie. Nieudane inwestycje jego ojca oraz przewidywany rozwód rodziców dodatkowo przytłoczyły Michaela. Jedyną ucieczką lidera Byków od świata był golf. Potrafił spędzać na polu całe dnie grając nie 18, a 36, czy nawet 54 dołki. Jednak szybko i zamiłowanie do golfa zrodziło swego rodzaju kłopotu. W mediach zaczęły pojawiać się plotki o jego zakładach podczas rozgrywanych partii, które w znacznym stopniu okazały się być prawdą. Jordan chciał uciec, ale nie wiedział dokąd.
Po zdobyciu trzeciego mistrzostwa z Chicago Bulls często rozmawiał ze swoim ojcem o tym, że w koszykówce osiągnął już wszystko i chciałby spróbować czegoś nowego. James Jordan, ojciec Michaela, często namawiał go do kariery baseballisty. Uważał nawet, że syn byłby jeszcze lepszym baseballistą niż koszykarzem. Dla Michaela było to zwykłe gadanie rodzica, który mocno wierzy we własne dziecko, ale z tyłu głowy miał myśl o zakończeniu kariery koszykarza i spróbowania „czegoś nowego”. Wątpliwości zostały rozwiane w sierpniu 1993 roku, gdy doszło do największej tragedii w jego życiu. Wracający z pogrzebu przyjaciela James Jordan został okradziony i zamordowany przez dwóch nastolatków. Światło dzienne ujrzały wówczas wszelkie problemy rodziny Jordanów, począwszy od niepowodzenia firmy głowy rodziny po teorie spiskowe dotyczące jego śmierci. Michael miał dość.
Często rozmawiał z rodziną i zaufanym sobie gronem o swojej przyszłości. Coraz częściej przewijał się temat emerytury. Śmierć ojca była jednym z bezpośrednich impulsów, przez które zapadła decyzja. W rozmowie z Philem Jacksonem przyznał, że jest gotowy zostawić NBA, ale nigdy nie zostawi koszykówki i jeśli będzie mógł, to powróci. Trener zrozumiał zawodnika i stwierdził, że nie może powstrzymywać go od tej decyzji.
6 października 1993 roku Michael Jordan ogłosił to, o czym wszyscy myśleli od dawna, ale nikt nie mówił tego głośno. Decyzja o przejściu na emeryturę nie była tak wielkim zaskoczeniem, jak to, co miało się na niej dziać. Jordan poważnie rozważył pomysł zawodowego grania w baseball. Chciał w ten sposób uczcić ojca i uciec od zgiełku, który ciągle mu towarzyszył. Doszedł do porozumienia z właścicielem Chicago Bulls, który był także właścicielem klubu MLB, Chicago White Sox. Rozpoczął obóz przygotowawczy z tą drużyną, jednak okazało się, że nie jest gotowy na ligę zawodową i musiał przenieść swe „talenty” do Birmingham Barons, rezerw White Sox.
Jordana wyróżniało wśród nowych kolegów kilka rzeczy. Był starszy od większości graczy o około 10 lat. Na każdym kroku rozdawał autografy, co nie było zwyczajem ówczesnych baseballistów. Wciąż otrzymywał honorarium od Byków opiewające na sumę 4 milionów dolarów oraz obowiązywały go umowy sponsorskie 30 milionów. Umowa z Birmingham Barons zapewniała mu 850 dolarów miesięcznego wynagrodzenia i 16 dolarów dziennej stawki żywieniowej. Jednak największymi różnicami między Michaelem Jordanem i pozostałymi zawodnikami baseballu były warunki fizyczne i chęci. Mierzący 198 centymetrów wzrostu Jordan nie nadawał się zbytnio do gry w baseball. Długie ramiona utrudniały mu precyzyjne odbicia pałką, a poza tym jego mobilność różniła się znacząco od tej, która towarzyszyła zawodowym baseballistom. Zawodnicy baseballu to krępi goście, a nie giganci z minimalnym poziomem tłuszczu w ciele. Mimo to trzykrotny mistrz NBA każdego dnia wstawał przed świtem i jako pierwszy stawiał się na treningu, by dorównać reszcie. Ćwiczył najciężej ze wszystkich, a po wszystkim zostawał jeszcze, by porozmawiać z trenerem i dopracować co tylko się da.
Jednak jego gra nie była zachwycająca. Grał w drużynie za 16 dolarów na jedzenie, a mimo to marzył o pierwszej lidze. Wychodząc z ławki spotykały go owacje na stojąco, a po źle rozegranym meczu i tak żegnano go gromkimi brawami. W swojej karierze baseballisty zaliczył zaledwie trzy home runy, czyli obiegnięcie wszystkich baz po odbiciu piłki poza teren boiska. Jego średnia uderzeń wahała się w granicy .200, co byłoby jedną z najgorszych w całej lidze.
Mimo to Jordan nie poddawał się i w każdym meczu dawał z siebie wszystko. Jego trud dostrzegało naprawdę niewielu, ponieważ wszyscy skupiali się na jego wynikach i statystykach. Sądzili, że powinien przenieść to, co robił na parkietach NBA na boisko baseballowe. Media próbowały go pożreć. Sports Illustrated publikował artykuły, które głównie miał ośmieszać jego grę i jeszcze bardziej go frustrowały. Po tym incydencie Michael przerwał jakąkolwiek współpracę z tym czasopismem. Wiele osób mówiło, że Jordan się skończył, że mógł odejść niepokonanym, a tym czasem robi z siebie ofermę i to w podrzędnych ligach.
Rozegrał ponad 100 meczów (127). Gdy w 1994 roku po raz pierwszy zjawił się na boisku, uświadomił sobie, że nie grał w baseball od 13 lat. Nie poddawał się, grał przeciętnie, może nawet słabo. Matka często płakała podczas meczów syna, widząc jak spotyka się z falą złości gdy załamany opuszczał boisko. Jednak wszystko to nie przeszkadzało mu w spełnianiu marzenia jego zmarłego ojca.
Przygoda Michaela Jordana z baseballem zmieniła go i jego podejście do życia, rywalizacji i sportu. Wyciszył się. Nie miał ze sobą całej świty znajomych, a jedynie kilku zaufanych kumpli. Wciąż grał agresywnie, wciąż był samcem alfa, ale miał już inne spostrzeżenia względem przeciwnika. W 1995 roku nie mógł wytrzymać. Spróbował swoich sił w baseballu. Wiedział jednak, że nie jest to już jego dyscyplina, a jedyną miłością jest koszykówka. Coraz częściej pojawiał się na treningach Byków. Coraz częściej mówiło się o jego możliwym powrocie. Uhonorował swego ojca, pokazując tym samym, że nie jest niezniszczalnym superbohaterem. W marcu 1995 roku nadszedł czas na wielki powrót…
Michael Jordan jako baseballista zapisał na swoim koncie: 88 odbić, 116 zdobytych baz, 3 home runy i 46 runów (punktów).