Siedziba diabła …The Palace – Detroit Pistons Bad Boys


Na pytanie o najsławniejszą halę w historii NBA większość odpowiedziałaby: Madison Square Garden, Boston Garen, The Forum albo United Center.
Jednak jeśli zapytać o obiekt, w którym można było najszybciej dostać w przysłowiową ”papę” to odpowiedź jest jedna: The Palace of Auburn Hills znana po prostu jako The Palace. To tutaj Dennis Rodman chciał sobie strzelić w głowę na pobliskim parkingu. To tutaj Bill Laimbeer gruchotał kości przeciwników niczym masaż z 40-letnim doświadczeniem. To tutaj doszło do najsłynniejszej bijatyki w dziejach. Czemu o tym piszę? Ponieważ jakiś czas temu, a dokładnie 10 kwietnia 2017 roku rozegrano ostatnie spotkanie w tej hali. Od tej pory kibice Detroit Pistons będą musieli zmienić adres na swojej nawigacji z 6 Championship Drive na 2645 Woodward Avenue, gdzie mieści się nowa siedziba klubu czyli Little Caesars Arena. Oczywiście Detroit, stan Michigan zostaje bez zmian. No, ale po kolei.

The Palace of Auburn Hills
Kevin Ward from Eastpointe, U.S. / CC BY-SA (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)

Nie oszukujmy się The Palace jest kojarzona najbardziej z erą słynnych Bad Boys. Wszystko zaczęło się 13 sierpnia 1988 roku, wtedy obiekt oficjalnie został oddany do użytku. Koszt budowy według różnych źródeł wyniósł między 70, a 90 milionów dolarów. Wcześniej w latach 1978–1988 Pistons rozgrywali swoje spotkania w The Pontiac Silverdome. Nowe mieszkanko Bad Boys’ów mogło pomieścić około 20 tysięcy widzów, jednak by skompletować tytułową siedzibę diabła trzeba było najpierw zebrać do kupy kilka kluczowych elementów. Siedziba to tylko połowa sukcesu – drugą stanowili mieszkańcy tzn. ekipa Złych Chłopców. Ta powoli zaczęła się kompletować. Dwa pierwsze ogniwa to Isiah Thomas i Bill Laimbeer. Dołączyli oni do zespołu wraz z sezonem 1981-1982. Thomas na początku Laimbeer w drugiej połowie rozgrywek.

HistoriaNBA

Dwa sezony później za sterami Pistons zasiadł Chuck Daly. Przed jego przyjściem team nie mógł awansować do playoffs przez sześć sezonów. Pod wodzą Papy Chucka awansowali za każdym razem, kiedy był u sterów (9 sezonów z rzędu). Póki co finał konferencji to był maks. Brakowało kropki nad i. Wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze, kiedy Pistons przed sezonem 1986–87  wybrali w drafcie dwóch kluczowych zawodników. Byli to: John Salley (11 wybór w drafcie) oraz Dennis Rodman (27). Dodali też do składu Adriana Dantley’a pozyskanego z Utah Jazz. To poskutkowało awansem do finału NBA, gdzie polegli 4 – 3 z Lakers. Piąty mecz wygrany przez Tłoki 104 – 94 był ostatnim rozegranym w Silverdome. Ostatni mecz sezonu (już w nowej hali) 1987 – 88 Pistons wspominają o wiele lepiej. Było to game 2 wygrane z Lakers 108 – 105. Na następne dwa mecze wybrali się do LA, gdzie zdobyli swój pierwszy tytuł. Rok później rozłożyli na łopatki Blazers wygrywając finał 4 – 1. Stali się tym samym dopiero trzecią drużyną w historii NBA, która zdobyła tytuł dwa razy z rzędu.

Dwa sezony później nie przeszli pierwszej rundy, jednak przeciwnicy na zawsze zapamiętali, że wygrać w The Palace będzie niezwykle trudno. Po trzech latach posuchy awansowali w końcu do playoffs. Liderem zespołu był Grant Hill.

Jednak pod jego dowództwem Pistons nie wychylili głowy poza pierwszą rundę. Grube lata przyszły gdy w zespole był już Ben Wallace, który w sezonie 2001 – 02 zdobył DPOY. Sezon później był już Chauncey Billups, Rip Hamilton i Tayshaun Prince. W połowie sezonu 2003-2004 do Detroit przybył Rasheed Wallace. Tym sposobem mistrzowska układanka miała już wszystkie elementy. Pistons zdobyli mistrzostwo pokonując w finale 4 – 1 Lakers.

Pistons 2004
flickr user Dave Hogg / CC BY (https://creativecommons.org/licenses/by/2.0)

Trzeba powiedzieć, że tamci Pistons przez siedem sezonów z rzędu osiągali minimum półfinały konferencji wschodniej (od sezonu 2001-02 do 2007-2008) zdobywając przy tym sześć razy mistrzostwo Central Division. Można powiedzieć, że byli to Bad Boys II lub jak kto woli Bad Boys 0.5. Nie grali tak brutalnie jak Bad Boys Thomasa i Rodmana, ale każdy w lidze wiedział, że gospodarze nie dają sobie dmuchać w kaszę. Bena Wallace’a lepiej było omijać z daleka, a Sheeda Wallace’a lepiej było po prostu nie zaczepiać. Duchy The Palace dały o sobie znać najbardziej 19 listopada 2004 roku, kiedy Pistons wspólnie z Pacers urządzili „najefektowniejszą bitkę” w historii NBA. Koneserom gatunku owe legendarne zajście znane jest jako Malice at the Palace.

Nieustępliwy Ben W, nieobliczalny Ron Artest, który w tamtych czasach nie odnalazł w sobie jeszcze światowego pokoju plus Stephen Jackson i tym prostym sposobem mamy mieszankę wybuchową. Najśmieszniejsze jest to, że Pacers w tamtym meczu prowadzili dwucyfrową różnicą punktów. Podwaliny pod te wydarzenie dał Rip Hamilton, kiedy uderzył łokciem w plecy Jamaala Tinsleya – faulu nie odgwizdano. Następnie Ben Wallace przy próbie bloku wpadł na Artesta posyłając go w kierunku konstrukcji kosza – faulu nie odgwizdano. Na niecałą minutę przed końcem Ron jednym ciosem położył Wallace’a na parkiet. Reszta to historia, którą możecie obejrzeć na poniższym filmiku.

Uczestnicy awantury dostali łącznie 146 meczów zawieszenia, koszt całego zajścia to 11 milionów zielonych. Billups, Coleman i Campbell dostali po jednym meczu zawieszenia. Jeden z prowodyrów zajścia czyli Ben Wallace tylko sześć meczów. Ron Artest 86 meczów zawieszenia – co jest rekordem niepobitym do dziś. Trzeba przyznać, że gracze Detroit Pistons zostali potraktowani przez ligę dosyć łaskawie. Cała bijatyka to pierwszy i najsławniejszy przykład z brzegu, który pokazuje, że będąc mieszkańcem The Palace musiałeś mieć jaja. The Palace = Bad Boys, Bad Boys = The Palace. Wraz z przenosinami Detroit Pistons do Little Caesars Arena z NBA odchodzi pewnego rodzaju koloryt i sztuka zastraszania przeciwnika. Momentami było to mniej lub bardziej brutalne, ale było przynajmniej jakieś. W obecnej NBA, gdzie liga stara się sterować wszystkim co się da, gdzie wszystko musi być ”słitaśne” jak najbardziej się da – produkt w końcu musi się sprzedać. Przemocy oczywiście nie pochwalamy, ale za The Palace na pewno niejeden kibic zatęskni, niejeden uroni łzę. Dzięki Detroit !!!

Autor: Kornel ”Kornik” Buchowski