Kojarzycie grę NBA Live 2000 na PC? Znakomita większość moich znajomych tak. Electronic Arts wydało wtedy świetny symulator koszykówki, który przyciągał fanów NBA okładką z Timem Duncanem lub Michaelem Jordanem. Pamiętam doskonale dzień, w którym przyszedł do mnie sąsiad i poprosił, żebym mu zainstalował gierkę. Tak też zrobiłem, w końcu trzeba dbać o pozytywne relacje sąsiedzkie. Jednak dwie godziny później sąsiad jeszcze raz przyszedł do mnie i zapytał wprost: „grałeś kiedyś w to NBA?”. Odpowiedziałem, jasne, gram od trzech miesięcy. Miałem mu pomóc opanować sterowanie itd. Poszedłem do niego i zobaczyłem jaki mecz sobie ustawił. Gwiazdy z lat 80. kontra najlepsi koszykarze z lat 90. Sąsiad wybrał gwiazdy z lat 90., ale wściekał się, bo ciągle przegrywał. W końcu nie wytrzymał i zapytał mnie: „słuchaj, kim jest ten białas? Ciągle rzuca mi za trzy punkty i nic nie mogę zrobić”. Śmiałem się, ale gość nie miał prawa wygrywać. Nie zmienił poziomu „all-star” na „rookie” i był amatorem w te klocki. Białas, który ogrywał go jak chciał w tej grze to Larry Bird. Kiedy mu powiedziałem kim był to przestał się dziwić. Zatem dzisiejszym bohaterem jest Larry Bird, legenda Boston Celtics i jeden z najwybitniejszych koszykarzy w historii NBA.
Larry Bird to niesamowity gość. Ten niepozorny białas trzy razy był MVP i trzy razy zdobywał mistrzostwo NBA. Zawsze był wierny jednej drużynie, Boston Celtics. Grał w niej przez trzynaście lat, a jego numer 33 jest zastrzeżony, ale zacznijmy od początku.
Larry „legend”, o tym gościu napisano już chyba wszystko. Mnóstwo artykułów w amerykańskiej prasie, setki klipów na YouTube itd. Jackie McMullan napisała jakiś czas temu książkę „Larry vs. Magic. Kiedy rządziliśmy NBA„. To obowiązkowa lektura dla każdego kibica NBA. Ciężko jeszcze coś dodać, ale mimo wszystko postaram się. Larry Joe Bird to jeden z bohaterów mojego dzieciństwa. Gość dzięki, któremu uwierzyłem, że zarówno na parkiecie jak i w życiu warto iść pod prąd. Larry Bird urodził się 7 grudnia 1956 roku w West Baden Springs w stanie Indiana. Dorastał blisko miasta French Lick. Tam zaczęła się jego przygoda z koszykówką.
Jednak początki Larry’ego nie były łatwe. Rodzina miała problemy finansowe. Młody Larry wychowywał się w biedzie i w towarzystwie ojca alkoholika. Ten weteran wojny koreańskiej popełnił samobójstwo. Młody Bird przeżył traumę, ale nie załamał się. Miał wsparcie w matce, która pracowała na dwa etaty, żeby jemu i jego braciom niczego nie brakowało. Larry postawił na koszykówkę i z nią wiązał swoją przyszłość.
Bird nieźle się zapowiadał, ale Mark i Mike grali od niego lepiej w kosza. Jego starsi bracia byli od niego lepsi i motywowali go do cięższej pracy na treningach. To Larry’ego napędzało. Wiedział, że jeżeli ich w końcu pokona to poradzi sobie z innymi zawodnikami w French Lick. Długo na to nie trzeba było czekać. Larry opanował emocje, przezwyciężył traumę związaną z samobójstwem ojca i zaczął regularnie ogrywać swoich starszych braci. Szybko stał się wyróżniającym graczem Springs Valley High School. Do dziś po miasteczku French Lick krążą legendy o etyce pracy młodego Birda. Biały chłopak z West Baden Springs zawsze pojawiał się na treningach pierwszy, a wychodził jako ostatni. Pierwsze sukcesy w French Lick sprawiły, że Bird zapomniał o baseballu i futbolu amerykańskim. Larry wiedział, że chce zostać zawodowym koszykarzem i postawił wszystko na jedną kartę.
Larry Bird
Dobra gra w French Lick zaowocowała stypendium na Uniwersytecie w Indianie. Można powiedzieć miłe złego początki. Jego przygoda z Uniwerkiem w Indianie trwała… 24 dni. Larry nie potrafił się tam zaaklimatyzować i wrócił do rodzinnej miejscowości. Rozpoczął naukę w okolicach Northwood i dorabiał także przy pracach publicznych typu koszenie trawników, zbieranie śmieci itd. Grał też w basket w Hancok Construction, ale jego matce się to nie podobało. Oczekiwała dużo więcej od utalentowanego syna. Na szczęście był ktoś taki jak Bill Hodges. To właśnie on namówił Birda na powrót, dlatego Larry trafił na Indiana State University.
Uniwersytet w Indianie był drzwiami do NBA. Debiutant Bird rozegrał fenomenalny sezon. Poprowadził Indiana State do 33 zwycięstw w sezonie. Jego drużyna przegrała tylko jeden mecz… z Michigan State „Magica” Johnsona. Earvin „Magic” Johnson zrobił ogromne wrażenie na Birdzie. Po tej porażce Larry pragnął tylko i wyłącznie rewanżu. Za wszelką cenę chciał pokonać Johnsona. Niestety ta sztuka mu się nie udała. W finale NCAA górą był „Magic” Johnson.
Białas z West Baden był bacznie obserwowany przez Boston Celtics, najbardziej utytułowany klub w historii NBA. Celtics ostatni tytuł mistrzowski wywalczyli w 1976 roku i szukali nowego lidera. Szefowie Bostonu wybrali Birda. Nie ma się co dziwić, facet notował średnio 30.3 pkt. na mecz w barwach Indiana State.
Celtics wybrali numer sześć w drafcie i podpisali z nim kontrakt. Larry został najlepiej opłacanym rookie w tamtych czasach. Za rok gry dla Bostonu otrzymywał 650 tysięcy dolarów. Wielka kasa!
Włodarze Celtics wiedzieli, że Bird jest niezły, ale chyba wtedy nie zdawali sobie sprawy z tego, że podpisali kontrakt z przyszłą legendą NBA. W ogóle wszystko się wtedy „Celtom” udawało, sprowadzili przecież także Roberta Parisha i Kevina McHale’a.
Początek Birda w Celtis był doskonały. Rookie notował średnio 21.3 pkt., 10.4 zb. i 4.5 ast. na mecz. Został wybrany do drużyny gwiazd i otrzymał tytuł Rookie of the Year. Boston dowodzony przez debiutanta dotarł w 1979 roku do finałów Konferencji Wschodniej, ale przegrał w nich z Philadelphia 76ers.
Kolejny sezon był jeszcze lepszy. Celtics zanotowali w sezonie zasadniczym rekord 62-20 i stali się pretendentami do mistrzowskiego tytułu. Boston z Birdem, Parishem i McHale’m awansował ponownie do finałów Konferencji Wschodniej, w których doszło do rewanżu z 76ers. Po czterech meczach było 3:1 dla Filadelfii, ale Boston odwrócił losy tej konfrontacji i wygrał trzy kolejne mecze. W finale Celtics zmierzyli się z Houston Rockets. Boston wygrał 4:2 i odzyskał mistrzostwo NBA. Bird w swoich pierwszych finałach grał świetnie, ale MVP został Cedric Maxwell. Celtics Birda zrewanżowali się 76ers Juliusa „Dr. J” Ervinga, rozprawili się z Rakietami z Houston, ale w kolejnych latach czekał na nich znacznie trudniejszy przeciwnik… Earvin „Magic” Johnson i jego Los Angeles Lakers.Kariery Johnsona i Birda podążały równoległymi ścieżkami. Grali przeciwko sobie o mistrzostwo NCAA, a później w tym samym czasie przeszli do NBA. Johnson trafił do Los Angeles, a Bird wybrał Wschodnie Wybrzeże. Lepszy scenariusz nie był możliwy. Dwie najlepsze drużyny w NBA z niesamowitymi liderami. Jak się później okazało rywalizacja Birda z Johnsonem uratowała NBA…
Lata 80. w NBA to czas pasjonującej rywalizacji Celtics z Lakers, Birda z Johnsonem. Wschodni styl koszykówki kontra „Showtime” Los Angeles Lakers. Dwaj legendarni gracze, którzy mieli świat u stóp. Ich konfrontacja wyniosła NBA na wyższy poziom. Sportowe popisy Birda i Johnsona gwarantowały lidze wysokie wpływy z reklam. Ich rywalizacja do dziś uznawana jest za jedną z największych w zawodowym sporcie. Los uśmiechnął się wtedy do NBA. Najlepsza koszykarska liga na świecie otrzymała dwóch wirtuozów koszykówki i gigantyczne wpływy z kontraktów reklamowych.
Pierwsza odsłona tej epickiej rywalizacji miała miejsce w 1984 roku. Bird został MVP sezonu zasadniczego 1983/84 i wprowadził Boston do finałów. To był prawdziwy „Showtime„, a Celtics skończyli serię finałową po siedmiu meczach. Larry Bird otrzymał pierwszą statuetkę MVP finałów w swojej karierze. W finałach notował średnio 27.4 pkt, 14 zb. i 3.6 ast. na mecz.
Rok później „Magic” zrewanżował się Birdowi. Lakers wygrali 4:2, a MVP finałów został Kareem Abdul-Jabbar. Legendarny Kareem miał wtedy 38 lat i został najstarszym koszykarzem, który otrzymał nagrodę MVP finałów.
Rok 1986 był niezwykle udany dla Birda. Larry nie przestawał zadziwiać. Był też bardzo pewny siebie. Przed konkursem rzutów za trzy punkty wszedł do szatni i powiedział do swoich przeciwników: „Chcę, żeby każdy z was wiedział, że wygram. Po prostu rozglądam się by zobaczyć kto zajmie drugie miejsce„. Jak powiedział, tak zrobił. Już wtedy Larry był mistrzem śmieciowego gadania. Był przy tym jednak skuteczny. Zdawał sobie sprawę ze swoich umiejętności, dlatego często pozwalał sobie na „trash-talking”. Wygrana w konkursie rzutów za trzy była bonusem. Bird w tamtym sezonie zgarnął całą pulę. Larry wykręcił z „Celtami” bilans 67-15 w sezonie zasadniczym. Trzeci raz z rzędu został MVP ligi. W finale Celtics potwierdzili klasę i pokonali Houston Rockets, a Bird drugi raz w karierze został MVP finałów.
Ostatnie słowo w konfrontacji Celtics-Lakers należało do Johnsona. W 1987 roku doszło do ostatnich finałów z udziałem tych dwóch magików basketu. Celtics byli wykończeni morderczą rywalizacją z Pistons w Konferencji Wschodniej i ostatecznie ulegli Lakers „Magica” w sześciu meczach. Tak zakończyła się słynna rywalizacja tych dwóch znakomitych koszykarzy.
Kropkę nad i postawił „Magic” Johnson. Jego „Jeziorowcy” dwukrotnie okazywali się lepsi od drużyny z Massachusetts. Tylko raz zwyciężyli Celtics. Rywale na parkiecie, przyjaciele poza nim. Panowie potrafili się zaprzyjaźnić, a pomogła im w tym firma Converse, która zaproponowała nakręcenie reklamy w rodzinnej miejscowości Birda. Dodatkowo Panowie zjedli obiad w domu mamy Larry’ego. Bird powiedział kiedyś, że: „Nie podobała mi się narracja, która się wytworzyła wokół naszej rywalizacji. Zawsze mówiło się: Bird kontra Magic, zamiast Celtics kontra Lakers. To było nie w porządku. Przecież nawet nie graliśmy na tej samej pozycji i się nawzajem nie kryliśmy. Zawsze bardzo szanowałem Magica, bardziej niż kogokolwiek, przeciwko komu grałem. Od momentu, kiedy spotkałem go po raz pierwszy, wiedziałem, że traktuje koszykówkę tak jak ja”.
Po 1987 roku Larry coraz częściej miał problemy z plecami. Ból paraliżował jego grę, ale to był twardziel. Mimo problemów z plecami Bird nadal miał imponujące statystyki. Zdobywał średnio 20 punktów, notował 9 zbiórek i 7 asyst na mecz. Niestety Boston już mistrzostwa NBA z Birdem w składzie nie zdobył.
„Bird tak bardzo nienawidził opuszczania meczów, że często nie przyznawał się trenerom, że doznał kontuzji. Kiedy w połowie lat 80. Dell Curry potraktował go łokciem i złamał mu oczodół, Bird grał przez całą drugą połowę, mimo że widział podwójnie. Widziałem dwa kosze. Musiałem zgadywać, do którego mam rzucać” – to fragment z książki Jakie MacMullan „Larry vs Magic. Kiedy rządziliśmy NBA”.
Ukoronowaniem kariery Birda był złoty medal olimpijski wywalczony przez „Dream Team” w 1992 roku w Barcelonie. Po Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie Larry „legenda” Bird ogłosił zakończenie koszykarskiej kariery.
Nasuwa się pytanie, dlaczego uznawany jest za najlepszego białego w historii NBA?
Jerry West, Bill Walton, Bob Cousy i Pete Maravich. Każdy z nich był wspaniały. Dirk Nowitzki także, ale najlepszym białym w historii NBA jest cały czas Larry Bird. Przez trzynaście sezonów gry, za każdym razem wprowadzał Celtics do Playoffs. Dwanaście razy był uczestnikiem All Star Game. Był MVP Meczu Gwiazd w 1982 roku. Jako pierwszy koszykarz w historii Meczów Gwiazd oddał celny rzut za trzy. Trzy lata z rzędu otrzymywał nagrodę MVP sezonu zasadniczego. Trzy razy z rzędu wygrywał konkurs rzutów za trzy. Trzykrotny zwycięzca NBA i dwukrotny MVP finałów. Dodatkowo złoty medalista olimpijski z Barcelony. Rzucił 21,791 pkt. w całej swojej karierze. Notował średnio 24.3 pkt., 10.0 zb. i 6.3 ast. na mecz. W latach 1980-1988 wybierano go do pierwszej piątki NBA. Rzucił 60 punktów w meczu przeciwko Atlancie Hawks. Po zakończeniu kariery został trenerem. Świetnie radził sobie w roli szkoleniowca Indiany Pacers. Finały Konferencji Wschodniej z Chicago Bulls przeszły do historii. Został trenerem roku 1998 w NBA. Jako pierwszy człowiek w historii NBA miał na swoim koncie nagrody MVP i Coach of the Year! Dirk Nowitzki oraz inni biali nie mogą się równać z jego dorobkiem. Najlepszy białas w historii NBA to Larry Bird, nie mam co do tego żadnych wątpliwości!
Zdaję sobie sprawę, że nie wymieniłem wszystkich faktów oraz ciekawostek z kariery Birda. Życiorys tego faceta jest jak Encyklopedia, posiada zbyt wiele haseł. Na pewno jest legendą, którą warto znać. Jego rywalizacja z Johnsonem odmieniła losy NBA. Larry był wszechstronnym skrzydłowym, jednym z najlepszych koszykarzy wszech czasów. Gość miał ciężkie dzieciństwo, ale wyszedł z biedy, pozbierał się po rodzinnej traumie, a dziś jego koszulka z numerem „33” wisi w hali Boston Garden. Chciałbym podsumować jego karierę cytatem, ale jest ich tak wiele, że ciężko wybrać ten najlepszy, dlatego niech wyręczy mnie Bill Murray: „Larry nie jest biały. Jest przezroczysty”. Larry Bird był doskonały, nie można go było pokonać nawet w grze komputerowej. Koszykarz z kategorii „where amazing happens”. Myślisz Celtics, mówisz Bird!
Opracował: Marcin Mendelski
Nieobiektywny kibic